Trzeci mit założycielski IV RP
Mity założycielskie IV RP to fundament państwa PiS, sens istnienia społeczności nierozerwalnie i dozgonnie związanej z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Mity założycielskie IV RP to także modus operandi całej tej polityczno-biznesowej machiny, budowanej przez Kaczyńskiego od lat ponad trzydziestu z różnym skutkiem, ale przez ostatnich osiem dzięki konsolidacji wielu, często skłóconych ze sobą środowisk „polskiej prawicy” z jej ojcem chrzestnym – Tadeuszem Rydzykiem, wyniesionej na szczyty finansowej maestrii, szkoda tylko, że nie dla dobra narodu, a wyłącznie na potrzeby tychże środowisk właśnie.
Mitów założycielskich państwa PiS jest kilka. Te najbardziej pielęgnowane to „nocna zmiana”, czyli odwołanie rządu Olszewskiego, za czym był nawet sam Kaczyński, który od kilku lat stroi się w piórka orędownika i obrońcy Mecenasa oraz równie ważny, a może nawet ważniejszy, mit smoleński – nieśmiertelne źródło władzy duopolu żoliborsko-toruńskiego.
Tych mitów jest więcej, ale te dwa są ojcami wszystkich mitów IV RP. Na naszych oczach tworzony jest właśnie kolejny – rząd ocalenia narodowego, którym ma być powołany właśnie nowy rząd Morawieckiego. Otóż tak, moim zdaniem cały ten teatrzyk, którego jesteśmy mimowolnymi widzami, to nic innego, jak tylko narodziny kolejnego mitu IV RP. Ordynarne napychanie kieszeni publicznymi pieniędzmi, betonowanie posad oraz niszczenie dowodów zbrodni na polskim państwie to jedynie uboczne działanie. Nadrzędnym celem jest budowa mitu tożsamego z mitem upadku rządu „pierwszego niekomunistycznego premiera wolnej RP”. O ile rząd Olszewskiego „obalony” został przez „agentów SB”, o tyle rząd Morawieckiego „obalony” zostanie 11 grudnia przez „agenta Niemiec i Rosji” – Donalda Tuska.
Po to właśnie Andrzej Duda odgrywa przypisaną mu rolę pacynki w tym mizernym kabarecie (nie ubliżając kabaretom, które są trudną sztuką sceniczną), a ten kabaret jest po prostu żenujący. Pamiętajmy jednak, że śmieszność nie ma żadnego znaczenia w owym procesie budowy mitów. Nie przeszkadzała ona podczas tworzenia mitu rządu Olszewskiego, nie przeszkadzała podczas utrwalania mitu smoleńskiego i nie będzie przeszkadzać przy tworzeniu mitu rządu Morawieckiego. „Chcieliśmy stworzyć rząd wokół polskich spraw, ale antypolskie siły wspierane przez odwiecznych wrogów Najjaśniejszej RP, nie dały nam tego zrobić. Zdrada i kupczenie Polską”. Tak będzie brzmiał ten nowy mit. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Aby zrozumieć sens mitu “obalenia” rządu Morawieckiego, niezbędne jest przypomnienie, jak powstał mit „nocnej zmiany”, pierwszy mit założycielski IV RP. U jego podstaw legły wyniki pierwszych całkowicie wolnych i demokratycznych wyborów w październiku 1991 roku, w których nie obowiązywały znane wyborcom od dawna progi wyborcze. Spowodowało to nieznane w późniejszych Sejmach rozdrobnienie powyborcze. Dość powiedzieć, że w nowym Sejmie znalazło się blisko 30 ugrupowań, z czego największe – Unia Demokratyczna – liczyło sobie bodaj 63. posłanek i posłów. Z drugiej strony w Sejmie znalazł się też Sojusz Kobiet Przeciw Trudnościom Życia, na którego głosowało niespełna 2000 wyborców.
W tej sytuacji utworzenie rządu stało się bardzo trudne. Misję jego tworzenia otrzymał z rąk prezydenta Wałęsy najpierw Bronisław Geremek, ale po tygodniu zrezygnował. Drugim podejściem była próba utrzymania dotychczasowego premiera – Jana Krzysztofa Bieleckiego, ale i ta misja się nie powiodła.
Wtedy na scenę wkroczył Jarosław Kaczyński i ze znaną nam wszystkim zdolnością do intryg wymyślił rząd mecenasa Jana Olszewskiego, któremu znaczącego wsparcia udzielił PSL w zamian za pozostawienie w spokoju intratnych posad w różnych urzędach – PSL, spadkobierca ZSL, odziedziczył po PRL-u mocne zaplecze, zwłaszcza w lokalnych strukturach. Jednak mimo wsparcia ze strony ludowców, i trzeba to powiedzieć jasno, rząd Olszewskiego od samego początku był rządem mniejszościowym, narażonym na różnego rodzaju turbulencje, zwłaszcza że sam Olszewski od samego początku wybić się chciał na samodzielność, zarówno względem prezydenta Wałęsy jak i Kaczyńskiego, który naciskał na premiera, aby ten poszerzał i wzmacniał koalicję rządzącą, na co sam Olszewski nie bardzo miał ochotę. Niebagatelną sprawą było też to, że rząd Olszewskiego zbudowany został w kontrze do Wałęsy, eufemistycznie mówiąc, wielu jego członków nie pałało miłością do prezydenta – z wzajemnością – przy czym namawiany przez hierarchów Kościoła Wałęsa tolerował premiera Olszewskiego, powtarzając, że “skoro Kościół prosi, to należy szansę Panu Olszewskiemu dać”.
Zatem upadek rządu “pierwszego niekomunistycznego premiera” był jedynie kwestią czasu, tym bardziej że i samemu Kaczyńskiemu premier Olszewski przestał odpowiadać. W jednej z najlepszych analiz upadku tego rządu, opublikowanej w “Rzeczpospolitej” z dnia 27.06.2008 roku pod tytułem “Fałszywy mit nocnej zmiany” Waldemar Kuczyński pisze tak: “Jest to wersja nieprawdziwa, zbudowana na jednym z kilku ciągów wydarzeń, które doprowadziły do 4 czerwca 1992 roku i, dodam, zbudowana i propagowana świadomie, nie po to, by pokazać prawdę, lecz by pokazać słuszność sprawy odwołanych i niesłuszność sprawy odwołujących. Tymczasem na upadek rządu Olszewskiego złożyło się wiele przyczyn i wystarczyłoby, by jednej zabrakło, a rząd by pozostał. Prawda o 4 czerwca jest złożona i ciekawsza niż prymitywny mit o nocnej zmianie”.
Zachęcam do zapoznania się z tym tekstem, w którym Waldemar Kuczyński, osoba, która była w tamtym czasie bardzo blisko ówczesnych wydarzeń, chronologicznie je opisuje, wyjaśniając, co doprowadziło do odwołania rządu Olszewskiego. A ciąg chronologiczny był taki, że słynne teczki Antoniego Macierewicza były jedynie konsekwencją wcześniejszych wydarzeń, a nie odwrotnie. Rząd Olszewskiego upadł, bo upaść musiał, nie z powodu agenta “Bolka”, jak to utrzymuje ów mit założycielski IV RP, a z powodów zgoła prozaicznych. Waldemar Kuczyński pisze o tym tak: “Jan Olszewski okazał się mianowicie politycznym marzycielem. Zawleczony niemal na fotel premiera, przez posła, który z wielkim mozołem i nadzieją na osobiste rządzenie sklecił mu koalicję parlamentarną, zapragnął tworzyć rząd autorski, odsunięty od układów partyjnych. To była fajna ambicja, przeciwko sejmokracji, ale księżycowa, naiwna, świadcząca o politycznej nieprofesjonalności mecenasa. Spowodowała natychmiastowy konflikt z Jarosławem Kaczyńskim, a potem fiasko rozmów o wielkiej koalicji. (…) Lech Wałęsa, jako prezydent i polityk, a nie jako ‘Bolek’, widząc w rządzie narzędzie wroga do walki z nim, dążył od początku do obalenia rządu. Aby to się stało, musiało dojść do poparcia tego przez PSL i Unię Demokratyczną. I doszło w końcu, ale różnymi drogami”.
Gdy zatem zastanawiamy się, w jakim celu Kaczyński zmusił Morawieckiego do tego teatrzyku, którego jesteśmy świadkami, to odpowiedź jest jedna – “rząd” Morawieckiego to kolejny mit założycielski IV RP, którym obóz Zjednoczonej Prawicy, a głownie sam Kaczyński, grać będzie po powstaniu rządu Donalda Tuska we wszystkich czekających nas kampaniach wyborczych – samorządowej, unijnej i prezydenckiej. Kaczyński otrząsnął się już z porażki, teraz nabiera sił do tego, co jest jego żywiołem – gry na emocjach swoich wyznawców.
Ale nie wierzę, aby Tusk tego nie czytał właściwie i nie miał planu całkowitej neutralizacji politycznej Kaczyńskiego. Dzisiejszy Tusk to nie ten sam polityk, co kilka lat temu. Dziś to polityk zdeterminowany i doświadczony, który swój plan układał w głowie od dawna. I na pewno nudno nie będzie.
Autor:
Felietonista i autor własnego bloga. Współpracował z Liberté, Na Temat oraz Instytutem Obywatelskim.
Współtwórca projektów aktywizujących społeczeństwo obywatelskie:
Klubu Swobodnej Myśli oraz Projektu Nowa Polska. Jest także autorem kilku projektów z dziedziny marketingu politycznego.
Współautor projektu reformy ochrony zdrowia opublikowanego przez Instytut Obywatelski.
Współfundator i prezes zarządu Fundacji Myśli Demokratycznej – wspierającej działania prodemokratyczne oraz aktywizującej osoby niepełnosprawne.
Liberał. Przedsiębiorca z branży zaawansowanych technologii. Inżynier zarządzania.