Czas powyborczych sierot
Obóz Zjednoczonej Prawicy oddał władzę w najbardziej podły sposób, jaki można sobie wyobrazić. Brał w tym procesie udział, w pełni świadomie, prezydent, czyli głowa państwa, którego głównym zadaniem jest strzec postanowień Ustawy Zasadniczej. W procesie przekazania władzy trzymał się tych postanowień co do każdej kropki i każdego przecinka. Szkoda, że wcześniej nie był tak pryncypialny, gdy powoływał nadprogramowych sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, albo gdy ułaskawiał Kamińskiego i Wąsika, albo gdy podpisywał ustawę o komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich w Polsce. Wtedy jakoś nie widziałem niezłomności u prezydenta. W procesie przekazania władzy wykorzystał do limitu wszystkie ustawowe terminy. Oczywiście mógł, ale w jakim celu?
Jeśli ktokolwiek zastanawiał się nad tym, po co obozowi PiS potrzebny był ten cały blisko dwumiesięczny teatr, to po ostatnim dniu dzierżenia władzy nikt już nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Pięć elementów grało tu rolę zasadniczą: konsolidacja elektoratu, gdzie tworzenie kolejnego mitu założycielskiego IV RP – „mieliśmy rząd, ale wrogie polskiemu państwu siły zewnętrzne wspierane przez Tuska, nie pozwoliły go nam kontynuować” – było istotną częścią tego planu; zabetonowanie posad wszędzie, gdzie tylko było to możliwe; przekazanie ostatnich setek milionów złotych do swoich instytucji (tylko sam minister kultury przekazał kwoty sięgające blisko pół miliarda); niszczenie dokumentów i zapisanych danych na różnych nośnikach (najnowszy eufemizm państwa PiS to dzisiaj „rekonfiguracja” sprzętu IT) oraz próba destabilizacji i skłócenia nowej koalicji, która wybory wygrała.
Zwłaszcza ten ostatni element widoczny był jak na dłoni we wtorek, w dniu wygłaszania exposé przez premiera Tuska i wyboru jego rządu przez Sejm. Tego dnia zobaczyliśmy nie tylko niekompetencję odchodzącej władzy, ale też nienawiść do Tuska, która całkowicie polityków obozu PiS zaślepia. Cały dzień ciężko pracowali na to, aby przeciągnąć wybór nowej rady ministrów do środy, co całkowicie zakłóciłoby kalendarz spotkań prezydenta i spowodowałoby, że na szczyt unijny do Brukseli pojechałby albo Morawiecki, jako p.o. premiera, albo Tusk, ale bez nominacji prezydenckiej.
Tymczasem tandem Tusk – Hołownia postarał się, aby pokazać politykom obozu ZP, że polityka to gra nieco bardziej finezyjna niż się to PiS-owi wydawało. Wszyscy oni byli przekonani, że nowy premier będzie musiał odpowiadać na zadane pytania (a było ich ponad 200, z czego przynajmniej połowa się powtarzała), co trwałoby do późnej nocy, a tymczasem okazało się, że pomylili punkty regulaminu Sejmu – Tusk na wszystkie pytania może odpowiedzieć pisemnie. Mina wystrychniętego na dudka posła Jabłońskiego (jest prawnikiem zdaje się) była bezcenna. Okazało się, że osiem lat rządzili nami ludzie, którzy nie znają nawet regulaminu Sejmu. Co zatem zastanie w urzędach i ministerstwach nowa władza – aż strach pomyśleć.
Inną przygotowaną akcją, która miała na celu przełożenie obrad na środę było skandaliczne zachowanie posła Brauna. Wydaje się, że tylko mocno naiwny człowiek mógłby nie połączyć przysłowiowych kropek w tej całej sprawie. Święto Chanuka było obchodzone także rok temu. I wcześniej także. Dokładnie w ten sam sposób od 17. lat. Dlaczego Braunowi to nie przeszkadzało rok temu ani wcześniej? Bo rok temu, ani wcześniej, nie wybierano rządu Donalda Tuska. Dziwna koincydencja zdarzeń? No nie bardzo, jeśli spojrzy się na tę sprawę szerzej i z odpowiedniej perspektywy.
Cały dzień „koalicja matematycznych mózgów” chciała zdestabilizować wybór i zapędzić w kozi róg „koalicję chaosu”, jak to kilkukrotnie powtórzył poseł Błaszczak podczas dramatycznej konferencji prasowej zwołanej po akcji posła Brauna, a tu „koalicja chaosu” rozegrała „koalicję matematycznych mózgów” w sposób wręcz książkowy. I coś mi mówi, że Donald Tusk i Szymon Hołownia jeszcze nieraz pokażą politykom obozu ZP, jak się robi politykę. Widać wyraźnie, że ani Kaczyński, ani cały obóz PiS nie mają żadnego konkretnego planu na „twardą opozycję”, prezes stracił całkowicie zdolność myślenia i przewidywania, z szachisty, który przewiduje sześć ruchów naprzód (kolejny mit założycielski IV RP), stał się upadłym aniołem zła, który nie potrafi odnaleźć się w nowej roli. Cios, jaki otrzymał 15 października, okazał się jego najczarniejszym snem. Monotonia ataków na Tuska – „pan jest niemieckim agentem” – „żre” już tylko u najbardziej wiernych spośród wiernych. Wygląda na to, że tendencje odśrodkowe w obozie Zjednoczonej Prawicy są coraz większe. I zdaje się, że to jest teraz najważniejszym zmartwieniem Kaczyńskiego. A nie zapominajmy też, że na obóz prawicy czeka wkrótce era rozliczeń – Koalicja 15 Października z tej obietnicy wyborczej na pewno nie zrezygnuje.
***
Szymon Hołownia, póki co pozytywnie zaskakuje. Politycy obozu PiS przy każdej okazji próbują go zaskoczyć, ale marszałek daje sobie z nimi radę bez większych problemów, zachęcając polityków z prawej strony sali do większego wysiłku intelektualnego – “obrazić też trzeba umieć”. W ogóle Hołownia pozytywnie zaskoczył nie tylko posłanki i posłów, ale także wielu wyborców. Pod tym względem przypomina prezydenta Zełeńskiego, który był dla wielu wielką zagadką, zanim stał się politykiem światowej klasy. Na Zełeńskim nie poznał się nawet jego rywal w wyborach prezydenckich – poprzedni prezydent Ukrainy, Poroszenko. W swoich wspomnieniach, pod datą 19 lutego 2019 roku, tak o Zełeńskim pisze Tusk: “W Kijowie jestem gościem Wierchownej Rady. Mam wygłosić przemówienie w piątą rocznicę wydarzeń na Majdanie. Przed rozpoczęciem sesji rozmawiam z prezydentem Poroszenką, premierem Hrojsmanem i byłym premierem Jaceniukiem. W ich słowach dominuje niepokój o przyszłość Ukrainy. Wszyscy czują, że wiatr wieje w żagle Zełeńskiemu, kandydatowi na prezydenta, który występuje przeciwko całej klasie politycznej. Jego poglądy są dla nich wielką zagadką, pewne jest tylko to, że za tym popularnym aktorem i komikiem stoi oligarcha Ihor Kołomojski, z którym Poroszenko jest w ostrym konflikcie. Moi rozmówcy obawiają się, że to, co się udało osiągnąć w ostatnich latach, może zostać zaprzepaszczone”.
Skala porównawcza jak na razie nie jest adekwatna, ale wielu podobieństw doszukać się można. Bez wątpienia Hołownia zyskał dużo na dwumiesięcznej nieobecności Tuska w polityce, ale ten okres właśnie się skończył, co oznacza, że uwaga wyborców będzie się teraz rozkładać bardziej równomiernie. Bez wątpienia jednak i Tusk, i Hołownia, tworzyć będą bardzo silny duet, co widać także w relacjach między nimi, które są, bez dwóch zdań, co najmniej bardzo poprawne. A to wróży potężne kłopoty Kaczyńskiemu i całej jego formacji.
***
Tym bardziej, że zarówno Kaczyński, jak i cały jego obóz polityczny, nadal nie bardzo rozumieją, dlaczego przegrali wybory. Słuchając „endposé” Morawieckiego można było odnieść wrażenie, że państwo PiS to było państwo mlekiem i miodem płynące, taki raj na Ziemi, oaza demokracji i dobrobytu. Podsumowując osiem lat rządów obozu Zjednoczonej Prawicy można pokusić się o taką krótką konstatację:
– W 2015 roku wygrali wybory ze znaczną przewagą. W 2019 roku wygrali, bo opozycja była podzielona. Byli na mocnej fali wznoszącej.
– Przez osiem lat mieli w rękach władzę absolutną, przejęli wszystkie instytucje państwa (łamiąc konstytucję).
– Opanowali wszystkie spółki skarbu państwa i przedsiębiorstwa państwowe, czerpiąc z nich garściami na potrzeby prywatne i całego obozu.
– Opanowali w całości media publiczne, a prawicowe media prywatne zasilali strumieniem subwencji publicznych przez 8 lat.
– Opanowali służby specjalne, kupili Pegasusa, aby podsłuchiwać opozycję i krytyków swoich rządów.
– Zmienili ordynację wyborczą, opanowali PKW, KBW i całą strukturę wyborczą.
– Mieli swojego prezydenta, któremu w 2020 roku zorganizowali wybory tak, aby je wygrał.
– Przez 8 lat wylewali w mediach ściek na przeciwników politycznych, a gdy do polskiej polityki wrócił Donald Tusk, potroili hektolitry ścieku, koncentrując się wyłącznie na liderze Platformy Obywatelskiej.
– Przejęli Sąd Najwyższy, utworzyli tam specjalną Izbę do zatwierdzenia wyników wyborów. Przejęli KRS i wszystkich prezesów sądów powszechnych.
– Mieli w swoich rękach prokuraturę, którą sterowali instrumentalnie, wyłącznie pod własne potrzeby.
– Zbudowali wzorcowe państwo mafijne, w którym powiązania finansowe stanowiły podstawę jego funkcjonowania.
– Wydawali z budżetu setki miliardów złotych na „pomoc socjalną”, której głównym celem nie była pomoc, tylko swoisty układ między władzą a elektoratem.
Mieli wszystko, a mimo to przegrali i do dzisiaj nie rozumieją, dlaczego. A odpowiedź jest przecież prosta – przegrali właśnie dlatego, że mieli to wszystko. Okazało się bowiem kolejny raz, że polski naród jest mądry i umiejętnie odczytuje działania każdej władzy, co powinno być też sygnałem dla nowej ekipy. Politycy Koalicji 15 Października powinni mieć cały czas z tyłu głowy przekonanie, że „miesiąc miodowy” szybko minie, i że wyborcy wkrótce zaczną oceniać nową władzę równie krytycznie jak PiS, gdyż oczekiwania są bardzo rozbudzone. Dość szybko okaże się, jak dobrze przygotowany do rządzenia jest nowy obóz władzy.
***
Przy okazji skandalu z udziałem posła Brauna rozgorzała w mediach społecznościowych dyskusja o świeckości państwa, czyli, czy w Sejmie powinny odbywać się jakiekolwiek uroczystości religijne. Rzecz jasna temat zaczęli zwolennicy prawej strony, którzy pisząc: “żadnych wydarzeń religijnych w Sejmie” mieli na myśli wyłącznie wydarzenia niezwiązane z chrześcijaństwem, bo wiadomo, że wśród tych osób tolerancja na inne kultury jest mocno ograniczona i wybiórcza. Ale i z liberalnej strony odezwały się głosy podobne, tyle że mówiące: “jak wcale, to wcale”.
Z tą rewolucyjnością byłbym ostrożny. W szale wycinania wszystkiego, co kojarzy się z wiarą, sugerowałbym jednak podejście bardziej stonowane. Wyborcy konserwatywni nie znikną nagle z naszego życia, mało tego, to nadal spora część elektoratu. Osobiście jestem za Sejmem otwartym na różne kultury i taka filozofia jest mi znacznie bardziej bliższa sercu. Sejm powinien być żywy i otwarty na wielokulturowość – Polska od dawna nie jest już monolitem narodowościowym, jak chcieliby tego wyborcy prawicowi. Sejm powinien promować różne kultury, powinno być w nim miejsce na Wigilię Bożego Narodzenia, Chanukę i Dzień Przerwania Postu z dzieleniem się sodogą, czyli słodyczami lub owocami. Uważam, że należy oddzielić myślenie o świeckości państwa, która powinna nastąpić jak najszybciej, od promowania różnorodności, będącej przecież motorem rozwoju każdego społeczeństwa. Jestem więc przeciwnikiem trwale zawieszonych symboli religijnych w Sejmie (krzyże w parlamencie), ale zwolennikiem organizowania różnych uroczystości, zwłaszcza tych radosnych i podkreślających tolerancję dla innych i jednoczących ludzi.
Idea czerpania z różnych kultur tego, co w nich najbardziej wartościowe jest mi szczególnie bliska. Świat zamkniętych społeczności jest światem zmierzającym donikąd. Jest światem, który odchodzi.
Autor:
Felietonista i autor własnego bloga. Współpracował z Liberté, Na Temat oraz Instytutem Obywatelskim.
Współtwórca projektów aktywizujących społeczeństwo obywatelskie:
Klubu Swobodnej Myśli oraz Projektu Nowa Polska. Jest także autorem kilku projektów z dziedziny marketingu politycznego.
Współautor projektu reformy ochrony zdrowia opublikowanego przez Instytut Obywatelski.
Współfundator i prezes zarządu Fundacji Myśli Demokratycznej – wspierającej działania prodemokratyczne oraz aktywizującej osoby niepełnosprawne.
Liberał. Przedsiębiorca z branży zaawansowanych technologii. Inżynier zarządzania.